Oludeniz to mały kurort nad brzegiem morza w południowo-zachodniej Turcji. Słynie z tego, że można tu wspaniale polatać na paralotni. Znajduje się tutaj także piękna plaża, piaszczysto-kamienista, a cały ten nadmorski zaułek wraz z cyplem znajduje się pod przyrodniczą ochroną.
Wybrałem się do Oludeniz wraz z Iwoną i Wojtkiem specjalnie po to, by polecieć na paralotni. Chcieliśmy wypocząć na gorącej plaży, ale przy okazji zrobić coś będzie się zasadniczo różnić od stałego leżakowania. Paralotnia wydała się być ekscytującym rozwiązaniem.
Wojtek nie bardzo się garnął do tego lotu, ale po tym, jak przez pierwsze trzy dni leżakowania i nabierania sił napatrzył się na lądujących tuż obok na plaży turystów-paralotniarzy, stwierdził, że on musi to jednak zrobić.
W Oludeniz znajduje się wiele agencji, w których można wykupić taki lot. Łajzowaty rezydent z biura podróży, z którym polecieliśmy, a które po naszym powrocie splajtowało, powiedział, że można u niego wykupić taki lot za 100 euro (to było parę lat temu). Przeszliśmy się więc sami do jednej miejscowych agencji turystycznych i wynegocjowaliśmy kwotę 60 euro od człowieka za lot.
Wsiedliśmy do terenówki i górską drogą wraz z pilotami z Easy Riders Team udaliśmy się niemal na sam szczyt góry wznoszącej się tuż nad morzem i tuż nad miasteczkiem. Była to wysokość 1800 metrów n.p.m. Każdy z nas miał pofrunąć z pilotem. Pilot siedział z tyłu i sterował. Ja z przodu i robiłem zdjęcia. Start nastąpił z bardzo łagodnego zbocza. Wystarczyło kilka kroków w dół, by wiatr szarpnął czaszą spadochronu, napełnił ja powietrzem i wyrwał w górę. I już byliśmy nad wodą.
Miałem nadzieję na ekscytujące katharsis, na odrodzenie się, na nowe horyzonty. Okazało się, że przez cały lot byłem tak zajęty robieniem fotek, że zapomniałem, że można się bać. Albo przeżywać. Najdramatyczniejszą chwilą była ta, gdy w tradycyjnej lustrzance Canona skończył mi się film, a ja postanowiłem go zmienić na nowy. Ręce mi drżały na samą myśl, że ta rolka filmu z fantastycznymi ujęciami z lotu wpadnie mi do morza… Nie wpadła.
Cały lot trwał czterdzieści minut. Lądowanie odbyło się na plaży i było wyjątkowe miękkie. Mimo obecności na plaży wielu napakowanych, obwieszonych złotymi łańcuchami turystów z Rosji oraz bardzo atrakcyjnych turystek z tej samej strefy wpływów nikomu z nich nie przyszło do głowy rozpylić nad plażą mgły, w związku z czym lądowanie przebiegło idealnie.